Dlaczego ten budynek nas drażni? Architektura, która dzieli Polaków

Wchodzisz w nową dzielnicę miasta i nagle… stop. Coś nie pasuje. Nie potrafisz oderwać wzroku, ale nie jesteś pewien, czy to zachwyt, czy zażenowanie. Widzisz budynek, który sprawia wrażenie, jakby wypadł z innej planety – coś między galerią sztuki a stacją kosmiczną. Masz ochotę zrobić zdjęcie, ale czujesz też pokusę, by zapytać: kto to zaprojektował i… dlaczego?
Co sprawia, że budynek staje się kontrowersyjny?
To wcale nie musi być kwestia brzydoty. Wręcz przeciwnie – kontrowersja w architekturze bardzo często rodzi się z odwagi. Z potrzeby wyjścia poza utarte schematy, z chęci prowokacji albo po prostu – z bezkompromisowej wizji. Problem w tym, że nie każdy tę odwagę akceptuje.
Budynek, który dzieli ludzi, zazwyczaj rzuca się w oczy. Wyrasta z otoczenia jak ciało obce – zbyt kolorowy, zbyt geometryczny, zbyt dziwny. Czasem staje się nośnikiem idei lub światopoglądu, który nie każdemu odpowiada. Czasem zderza się z pejzażem, do którego przywykliśmy, burząc spokój ulicy czy panoramy miasta. Bywa też symbolem swojej epoki – tej, którą niekoniecznie chcemy wspominać.
W Polsce takich budynków nie brakuje. Jedne udają zamki z bajek, inne krzyczą kolorami, które nawet dzieci w przedszkolu uznałyby za przesadę. Są też takie, które wyglądają jak eksperymenty z kartonowego modelu, przypadkiem przeniesione do rzeczywistości. Ale wszystkie mają jedną wspólną cechę – nie da się ich zignorować.
Mijasz je na ulicy i nie możesz się powstrzymać, żeby nie spojrzeć raz jeszcze – może z uśmiechem, może z grymasem. Jak gość na weselu w złotym garniturze: głośny i błyszczący. Może przesadza, może robi show – ale na pewno zostaje w pamięci.
Solpol – kolorowy klocek czy symbol wolności lat 90.? (Wrocław)
Weźmy choćby Solpol. Chociaż został zburzony w 2022 roku, to nadal nie można o nim nie wspomnieć. Gdy powstał w latach 90. w samym sercu Wrocławia, zachwycił nielicznych, zaszokował większość. Fioletowe panele, krzykliwe formy, asymetryczne okna – wyglądał jak nieśmiały sen architekta, który przez lata projektował bloki z wielkiej płyty i nagle dostał wolną rękę.
Przez jednych znienawidzony, przez innych uwielbiany – jako znak epoki. Kiedy zapadła decyzja o jego rozbiórce, emocje były prawie tak silne, jak wtedy, gdy go zbudowano. Dla jednych – wreszcie koniec koszmaru. Dla innych – niepowetowana strata.
Cytat z debaty publicznej: „Solpol był jak nastolatek – trochę niezgrabny, trochę zbuntowany, ale miał osobowość.”

Złota 44 – luksus i błysk (Warszawa)
Zupełnie inna historia rozegrała się w Warszawie. Niczym lśniąca igła wbita między powojenne kamienice, powstał obiekt przy ulicy Złota 44. Szklany apartamentowiec, dumny i ekstrawagancki, przypomina bardziej siedzibę magnata z Dubaju niż miejsce do życia w stolicy Europy Środkowo-Wschodniej.
Jego kształt – dynamiczny, ostrzowy, niemal agresywny – celowo kontrastuje z sąsiadującym Pałacem Kultury. To nie przypadek. To deklaracja. Ale czy stolica była gotowa na taką deklarację?
Opinie z internetu: „Ikona nowoczesności!” vs „Zaatakowała panoramę miasta jak nóż w plecy historii.”

Bunkier emocji – Muzeum II Wojny Światowej (Gdańsk)
Z kolei w Gdańsku stoi budowla, która nasuwa skojarzenie, jakby właśnie wylądowała – z innego czasu, z innego świata. Muzeum II Wojny Światowej to nie tylko przestrzeń wystawowa – to betonowa medytacja. Klin wychodzący z ziemi – surowy, milczący, ciężki jak pamięć o historii, którą opowiada. Można go kochać albo nienawidzić, ale nikt nie przechodzi obok niego obojętnie. Czy tak powinno wyglądać muzeum? Może nie. A może właśnie tak.
Opinie z internetu: z jednej strony: „arcydzieło współczesnej architektury muzealnej”, z drugiej: „bunkier, który nie pasuje do zabytkowego otoczenia”.

Sąd Rejonowy – luksus czy przesada? (Rzeszów)
W zupełnie innym duchu powstał nowy sąd w Rzeszowie, którego wnętrza bardziej przypominają luksusowy hotel niż instytucję sprawiedliwości. Marmury, łuki, przestrzenie jak z ekskluzywnego SPA. Internet zadrwił: „Gdzie tu się wchodzi po wyrok, a gdzie na masaż?”.
Ale być może to właśnie przyszłość architektury publicznej – bardziej humanistyczna, przyjazna, a może nawet odrobinę zuchwała.
Budynek ma kształt futurystycznego pałacu, z marmurowymi wnętrzami i fontanną w środku. Niektórzy uważają, że stylistycznie nawiązuje do pięciogwiazdkowego hotelu. Inni pytają: czy sąd naprawdę powinien wyglądać jak centrum odnowy biologicznej?

Nielegalna baśń – zamek w Łapalicach (Kaszuby)
Ogromne emocje – co ciekawe – budzi w Polsce nie tyle nowoczesność, co… niedokończenie. Przykład? Zamek w Łapalicach na Kaszubach. To historia jak z filmu. W latach 80. lokalny artysta i rzemieślnik rozpoczął budowę własnego zamku: 12 wież, 365 okien, 52 pokoje – wszystko miało odzwierciedlać kalendarz. Problem w tym, że inwestycja ruszyła bez odpowiednich pozwoleń. Prace szybko zostały wstrzymane, a niedokończony gmach – porzucony.
Dziś, porośnięty mchem i legendami, zamek stał się lokalną atrakcją. Przyciąga youtuberów, turystów, zakochane pary, które robią tam sesje ślubne. Nie wiadomo, czy to największa architektoniczna katastrofa w Polsce, czy może najpiękniejsza nielegalna budowla w kraju.
Choć nigdy nie został ukończony, Zamek w Łapalicach żyje drugim życiem – w internecie, w opowieściach i wyobraźni ludzi. Stał się symbolem wielkich marzeń, które zderzyły się z rzeczywistością urzędniczą. I choć straszy pustką, jednocześnie fascynuje – jak ruina z przyszłości.

Arka Pana – sakralny modernizm w formie statku (Kraków, Nowa Huta)
W samym sercu Nowej Huty wyrasta coś, co nie miało prawa tam stanąć – kościół w kształcie statku - architektoniczny manifest, który przez lata dojrzewał w sercach mieszkańców i na przekór władzy. W latach 60. komunistyczne władze uparcie odmawiały pozwolenia na budowę kościoła w Nowej Hucie – dzielnicy robotniczej, która miała być „wolna od religii”. Ale mieszkańcy nie odpuszczali. Organizowali protesty, modlitwy pod gołym niebem, pisali petycje.
I w końcu się udało. W latach 70. architekt Wojciech Pietrzyk zaprojektował budynek na planie łodzi unoszącej się nad ziemią – symbolu nadziei, schronienia i wspólnoty. Surowa bryła z betonu, monumentalna i ciężka, przypomina arkę wyciągniętą na brzeg. Wnętrze kościoła jest równie niezwykłe – ascetyczne, pełne ciszy, ale też głęboko naładowane symboliką. Na ołtarzu stoi krzyż wykonany z fragmentów stalowej konstrukcji pochodzącej z… obozu koncentracyjnego w Dachau. Dziś kościół w Nowej Hucie nie szokuje już tak, jak wtedy, gdy wyrósł wśród socrealistycznych bloków. Ale wciąż robi ogromne wrażenie – swoim kształtem, historią i siłą.

Pałac Kultury i Nauki – ikona, której nikt nie chce (ale wszyscy fotografują)
I w końcu on – król wszystkich kontrowersji, niekwestionowany punkt odniesienia każdej warszawskiej debaty o przestrzeni: Pałac Kultury i Nauki. Monumentalny, przytłaczający, widoczny z niemal każdego miejsca w mieście. Dla jednych – relikt komunizmu, „dar” od Stalina, który miał podkreślić dominację ZSRR. Dla innych – kultowy symbol Warszawy, z którym po prostu się oswoiliśmy. A może... zżyliśmy?
Dziś mieści się tu kilkadziesiąt instytucji – od teatrów, przez muzea, aż po sale konferencyjne i taras widokowy. Życie w nim trwa, mimo że architektura tego typu miała być pomnikiem ideologii, nie użyteczności. A jednak – Pałac przetrwał. Przetrwał zmianę ustroju, przetrwał kolejne pokolenia. I nadal dzieli.

Bez kontekstu, ale z ambicjami
Ale takich budynków – zaskakujących i wywołujących sprzeczne opinie – jest w Polsce więcej. Są galerie handlowe, wyglądające jak gigantyczne akwaria postawione w środku zabytkowych miast. Są lofty, które kiedyś były fabrykami, dziś pachną kawą i designem. Są też gmachy, które bardziej przypominają statki kosmiczne niż urzędy – szklane, lśniące, bez kontekstu, ale z ambicjami.
Wszystko to tworzy niezwykłą mozaikę polskich krajobrazów miejskich – pełnych odwagi, błędów, emocji i prób wyrażenia siebie. Czasem trafionych, czasem nie – ale nigdy obojętnych. Dlatego, gdy następnym razem zobaczysz budynek, który wywołuje w Tobie sprzeczne uczucia – zamiast się krzywić, zapytaj: dlaczego? Co mnie w nim poruszyło? Może właśnie w tym tkwi jego siła.
Zburzyć i… co dalej?
Co kilka lat w wielu polskich miastach wraca to samo pytanie: zburzyć czy zostawić? Ale zaraz pojawia się kolejne – co w zamian? I może właśnie ono jest najważniejsze.
Na tym bowiem polega piękno – i przekleństwo – architektury. To sztuka użytkowa, która nie tylko porządkuje przestrzeń, ale też budzi emocje. Potrafi być azylem, sceną albo manifestem. Może też uchodzić za kicz, który po latach zyska miano ikony.
Architektura to nie tylko mury i dach. To pamięć, emocje, tożsamość. To odwaga – czasem nadmierna, często niezrozumiana, ale zawsze prowokująca reakcję. Bo to, co dziś wydaje się tandetne, jutro może stać się symbolem swoich czasów. Być może właśnie na tym polega jej rola – nie tylko chronić przed deszczem, lecz także wzbudzać burzę.